fbpx

Wywiad – Podróżuj z pomponami

Można mieć wiele pasji. Jedni lubią sport, inni gotowanie, jeszcze inni rękodzieło. Są i tacy, którzy nie wyobrażają sobie życia bez podróżowania. Oraz tacy, którzy z podróżowania zrobili właśnie istotny element swojego życia.

Przed Wami Gabi i Kuba, czyli ekipa Podróżuj z pomponami.

Gabi i Kuba, czyli „Podróżuj z pomponami” w Nowej Zelandii (fot. https://www.facebook.com/podrozujzpomponami/ )

Jaka była Wasza pierwsza wspólna podróż? I dokąd? Jak ją wspominacie?

Generalnie nasze pierwsze podróże były zazwyczaj dość krótkie. Głównie opierały się na spędzaniu kilku dni w pobliskich, polskich górach lub gdzieś w okolicy Krakowa, bo tam studiowaliśmy.

Natomiast na taką prawdziwą, dłuższą, zagraniczną podróż wybraliśmy się do Słowenii. Było to jakoś po ponad pół roku naszego związku. Pojechaliśmy tam autostopem, na obóz organizowany przez koło geografów, do którego należał Kuba. Każdy z uczestników miał dotrzeć do wcześniej ustalonego miejsca na określoną datę spotkania. Autostop nie był regułą, można było dotrzeć w taki sposób, w jaki ktoś sobie zamarzył. My wybraliśmy przygodę z autostopem. Była to dla nas pierwsza zagraniczna podróż, jaką oboje przeżyliśmy z wyciągniętymi kciukami. Obóz przedłużyliśmy sobie o kilka dni, żeby móc dodatkowo zobaczyć wybrzeże Słowenii i Włoch.
Do samej podróży mamy wielki sentyment. Były to dla nas pierwsze wspólne zmagania z autostopem i ciężkimi plecakami. Backpackerski styl życia przez ponad 2 tygodnie to było coś!  A do tego sam kraj jest przepiękny – naszpikowany niesamowitymi górskimi widokami i mnóstwem natury, którą oboje kochamy.

Czego nauczyliście się dzięki podróżowaniu?

To, co pierwsze przychodzi nam do głowy, to radość z małych rzeczy, bezinteresowność, pokora i umiejętność radzenia sobie w każdej sytuacji. Będąc w drodze ciągle uczymy się minimalizmu i tego, co w życiu jest najważniejsze. 

Podróżowanie to świetna lekcja. Lekcja ukazująca, że do szczęścia nie potrzeba zbyt wiele. Dotarło to do nas już podczas pierwszych miesięcy w Azji – w Indiach, Nepalu, czy Laosie, gdzie mogliśmy zaobserwować ubogo żyjące rodziny. Widzieliśmy biedę i ciężkie warunki życia..  widzieliśmy łzy, smutek i ból. Ale widzieliśmy też uśmiech na twarzach ludzi, którzy pomimo tego, że nie mieli nic, potrafili cieszyć się życiem. Widzieliśmy dzieciaki bez smartfonów, komputerów, czy interaktywnych zabawek. Zamiast tego bawiących się patykami, sflaczałą piłką, czy ciężko pracujących na roli. Żeby serce zabiło mocniej trzeba to zobaczyć. Tego nie da się wyczytać czy nauczyć z książek i filmów. Realna lekcja życia to jest właśnie to co daje nam podróżowanie. 

Drugą kwestią jest ta bardziej ekologiczna. Uczymy się więcej o naszej planecie, o tym jak działalność człowieka i produkcja plastiku codziennie niszczy to, co wszyscy nazywamy naszym naturalnym środowiskiem. Widok plastikowych słomek i reklamówek dodawanych w milionowych ilościach do zakupów, ilość śmieci znajdywana na plażach, ulicach i miejscach publicznych, jakie zobaczyliśmy w Azji, otworzyła nam oczy. I każdy z nas powinien, póki nie będzie za późno. To nasze środowisko! 


Jakie jest Wasze jeszcze niezrealizowane podróżnicze marzenie?

To ciężkie pytanie. Marzeń mamy mnóstwo, a lista cały czas się powiększa. Na czele jednak pojawia się wyprawa do Ameryki Południowej – m.in. Chile, Peru, Kolumbii czy Boliwii; wyprawa specjalnie przygotowanym jeepem z Polski do Azji Centralnej (Kirgistanu i Kazachstanu oraz Mongolii) czy podróż do Kanady i na Alaskę. Chcielibyśmy również przejść słynny szlak GR20 na Korsyce oraz zrealizować już od dawna planowany projekt zdobycia Kazbeku i Elbrusa podczas jednej wyprawy.

Od miesięcy jesteście w trasie – jak sobie wyobrażacie powrót do takiej „normalnej” codzienności?

Nie lubimy określenia „normalnej” codzienności. Bo w zasadzie… to jaka jest teraz? Wierzymy, że to, co jest teraz, jest rzeczywiste i całkiem normalne. W przyszłości nie chcemy rezygnować z podróży, choć z pewnością nie będą one tak intensywne i bez wątpienia będą się różnić od tej aktualnej. Mamy mnóstwo pomysłów na siebie i przyszłość. Mamy plany i marzenia, które chcemy spełniać bez względu na to, jak wiele wyrzeczeń i pracy będzie to wymagało. Po powrocie będziemy musieli znaleźć stałą pracę, chcemy założyć rodzinę, czy wybudować dom. Ale wiemy, że razem możemy wiele . I tego się trzymamy.

Jakie było dotychczas najmilsze zaskoczenie dla Was w trakcie wyprawy?

To, co nieustannie nas zaskakuje, to ludzie. Ich dobroć, bezinteresowność i otwarte serce. Głównie ma to miejsce podczas autostopowania czy spędzania kolejnych nocy na couchsurfingu. Ale nie tylko. Również na trasie spotykamy przypadkowych ludzi, którzy niejednokrotnie nas zawstydzili swoją dobrocią. Rozmowy, wymiana doświadczeń i wzajemne okazywanie bezinteresownej pomocy! To jest coś!

Gabi i Kuba, czyli „Podróżuj z pomponami” w Nowej Zelandii (fot. https://www.facebook.com/podrozujzpomponami/ )

W planie mieliście podróż po całym świecie, po wszystkich kontynentach. Zrezygnowaliście ze zwiedzania Ameryki Południowej na rzecz dłuższego spędzenia czasu w Australii i Nowej Zelandii – dlaczego właśnie tam?

W planach nie było wszystkich kontynentów. Oprócz Azji, Australii i Nowej Zelandii chcieliśmy zobaczyć jeszcze tylko (albo aż) Amerykę Południową.

Pewnego dnia, tuż przed wylotem do Australii zaczęliśmy planować naszą dalszą podróż. Wiedzieliśmy, że pół roku spędzone w Azji było bardzo intensywne i po prostu byliśmy zmęczeni ciągłym przemieszczaniem się, gonitwą. Ten, kto podróżuje dłużej, zapewne wie, jak to jest widzieć setny wodospad, tysięczną plaże, czy kolejny z rzędu podobny krajobraz. Wówczas podróż zamiast cieszyć i dawać powera, zaczyna powoli nudzić (choć może to trochę za mocne słowo). Przyjmijmy, że męczy. O, to chyba lepsze słowo. Człowiek odhacza kolejne zaplanowane miejsce, nie mając czasu na analizę, na oddech i przemyślenia. W końcu organizm woła o zwolnienie tempa.

Będąc na Bali usiedliśmy na jednej z plaż i wspólnie doszliśmy do wniosku, że nie o to w podróżowaniu chodzi. Przynajmniej nie w naszym. Australia jest ogromna, a miesiąc jaki zaplanowaliśmy na ten kraj to zdecydowanie za mało. Podobnie było z Ameryką Południową, na którą mieliśmy niespełna 3 miesiące. Trzymając się kurczowo planu musielibyśmy dokonać bardzo trudnych wyborów – co zwiedzić, a co zwyczajnie odpuścić. Wizja kolejnej bieganiny od kraju do kraju, od miejsca do miejsca, nie bardzo nam się podobała. Doszliśmy więc do wniosku, że lepiej zwiedzić mniej, ale dokładniej, lepiej. Poznać kulturę, zwyczaje, a przede wszystkim ludzi. Mieć czas na odpoczynek i kontemplację. Na zatrzymanie się, przycupnięcie z kubkiem kawy i radość z chwili. Dodatkowo bardzo podobała nam się wizja przeznaczenia pieniędzy, które pierwotnie miały być na bilety do Ameryki Południowej na zakup samochodu w Australii. Na odrobinę niezależności i nowy sposób podróży. Jedno jest pewne – nie żałujemy. A do Ameryki Południowej już planujemy kolejną, odrębną wyprawę. W końcu marzenia trzeba realizować.

Podróżujecie po przeróżnych miejscach – nie wszędzie mieszkańcy znają angielski. Jak sobie radzicie z komunikacją w takich przypadkach?

Wbrew pozorom w dzisiejszych czasach nie jest to takie trudne. W większości miejsc mieszkańcy dobrze znają język angielski. Jeśli jednak natrafiliśmy na kogoś, z kim ciężko było nam się dogadać w tym języku, w ruch szła mowa ciała i rozmowa na migi. A kiedy to nie pomagało – zawsze był translator w telefonie .
W Tajlandii mieliśmy też list autostopowicza, czyli list, w którym napisane było kim jesteśmy, w jaki sposób podróżujemy i dlaczego. List został przetłumaczony na język tajski przez jedną z naszych couchsurferek z Bangkoku. Pomagało za każdym razem, kiedy łapaliśmy stopa, a nasz towarzysz nie mówił po angielsku . Język naprawdę nie jest żadną barierą! Jeśli tylko chcemy to zawsze uda nam się dogadać wszędzie na świecie.

Gdzie jest Wasze miejsce na świecie? Czy jest miejsce, gdzie czujecie się najlepiej?

Nigdzie nie jest idealnie. To pewne. No chyba, że w raju – chociaż tam nie byliśmy :). W każdym kraju możemy wymienić miejsca, w których czuliśmy się dobrze, gdzie czas jakby się zatrzymał. Przez chwilę mogło nam się nawet wydawać, że to właśnie to miejsce jest idealne. Jednak po chwili namysłu zgodnie stwierdzamy, że chyba w żadnym z dotychczas odwiedzonym miejscu nie chcielibyśmy zamieszkać na stałe. Wbrew pozorom, ciągle nasze serce biegną w stronę Europy, naszych rodzin i przyjaciół. Do Polski! Kiedyś mieliśmy takie przemyślenia: „Gdzie, gdyby nie Polska?”. Włochy! To póki co najlepsza dla nas lokalizacja. Są tam piękne góry, nadmorskie plaże i piękno toskańskiego krajobrazu. Do tego niezbyt duża odległość od Polski co sprawia, że moglibyśmy spróbować tam zamieszkać na stałe.

Co doradzilibyście komuś, kto chciałby – podobnie jak Wy – wyruszyć w podróż dookoła świata? Jak się do tego przygotować?

Myślimy, że najtrudniejszy jest pierwszy krok, podjęcie decyzji o podróży i ryzyka, które często niesie za sobą ciężkie wyrzeczenia. Zwolnienie z pracy, opuszczenie rodziny, czy znajomych. Lekka niepewność, jak to będzie, jak przetrwać np. rok z dala od domu? Owszem proste to z pewnością nie jest, ale strach ma wielkie oczy. Praca dziś jest, jutro jej nie ma. Z pieniędzmi i rzeczami materialnymi jest podobnie. A tych wspomnień, przeżytych emocji, doświadczeń i nauki biegnącej prosto ze świata nikt nigdy nie odbierze. Czasem trzeba wyjść poza strefę komfortu, zrobić coś szalonego, coś innego.

A jak się przygotować? Nie jesteśmy w tym specjalistami bo nasze przygotowanie przed wyjazdem wcale nie było najlepsze. Najważniejsze są szczepienia i wykupienie odpowiedniego ubezpieczenia. Reszty człowiek uczy się już w drodze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *